Kocioł,
kocioł, kocioł taki, że nawet nie miałam czasu na porządny
prysznic, zrobienie paznokci, pogadanie z rodziną, a już nie
wspomnę o konkretnym wyspaniu się. Moje życie osobiste
doświadczyło śmierci klinicznej! 😂 W zeszłym tygodniu zrobiłyśmy
łącznie dziewięć lotów w trzy dni. Z racji, że był jeszcze
wtedy Ramadan, każdy z tripów odbywał się wieczorem po Iftar, a
to znaczy tyle, że w nocy praca na pokładzie, a w ciągu dnia przy
laptopie.
Przygotowanie i dokumentacja lotu zajmują wieki
W
momencie, kiedy dostaję wiadomość odnośnie lotu, zaczynam
przygotowywać catering. Mamy standardowy formularz, który
odpowiednio należy dopasować do profilu VIP (jeśli któraś z nas
miała danego pasażera na pokładzie, zapisuje wszystko na jego
temat i tak łatwiej jest przygotować następny jego lot), liczby
gości (dla trzech osób zamawia się oczywiście mniej jedzenia, niż
dla trzydziestu), godziny odlotu (pod uwagę trzeba wziąć porę
dnia i odpowiedni posiłek – śniadanie, lunch lub obiad) i długość
lotu (poniżej dwóch godzin, serwujemy tylko przekąski, na
dłuższych lotach pełen posiłek z przystawkami, daniem głównym i
deserem).
Po zatwierdzeniu maila przez firmę cateringową, muszę wysłać kolejnego z danymi do mojej załogi – lista z zamówionym jedzeniem, profil pasażera, pozycje dziewczyn i oczekiwania na locie. Dziewczyny myślą, że na tym się kończy praca Głównej przed lotem, a tak naprawdę tutaj zaczyna się ważna rozgrywka. Bez przerwy przychodzą maile z firmy o ewentualnych zmianach, czy z zespołu cateringowego z propozycjami zamiany, kiedy jakiś produkt jest dla nich niedostępny. W okresie Ramadanu było nie tylko ciężko z racji na to, że arabska część firmy zaczynała pracę w nocy po kolacji, wtedy kiedy my kładliśmy się spać, ale też w ciągu dnia wszystkie sklepy były pozamykane, więc część produktów z cateringu nie mogło być dostarczonych (jak na przykład pączki z Krispy Kreme, uwielbiane przez wielu klientów) 😏, wtedy trzeba szukać zastępczaka. Później praca na samym locie, zajmowanie się pasażerami i pilotami, no i sprzątanie samolotu na sam koniec. Dojazd do hotelu o 4:00-5:00 rano. Dziewczyny idą spać, a Główna siada do pracy – napisanie raportu z lotu, zaktualizowanie profilu VIPów i przygotowywanie cateringu na kolejny lot, na którego zbiórka tak w ogóle ma być za kilka godzin. W międzyczasie tysiące telefonów, wiadomości i maili. Zabawa zaczyna się na nowo. Tak wyglądało moje życie w zeszłym tygodniu.
Na jeden
lot zamówiłam jedzenie dla piętnastu pasażerów, tak jak
poinformowano mnie w mailu. Ostatecznie pojawiło się trzydziestu i
mimo, iż liczyłyśmy na to, że będą po kolacji iftarowej,
wszyscy chcieli jeść. Zatem godzinny lot, z wygłodniałymi
pasażerami i połową jedzenia! Hehe! Dałyśmy radę, a ja potem
ledwo żywa męczyłam kolejne zamówienie! 😏
Następnego
dnia miałam dwie małe księżniczki, które biegały za mną przez
cały lot i kazały śpiewać. Na koniec zaciągnęły do sypialni i
dały wykład na temat głupoty robienia piercingu na języku
(zauważyły małe dranie mój przeźroczysty kolczyk).
Inny lot
wyznaczony został na godzinę czwartą rano. Pasażerowie pojawili
się dziesięć minut przed wschodem słońca. Zdarzyłyśmy wtedy
tylko podać dwie kawy. Takich lotów mogłoby być więcej! 😉
Ostatni,
był moim pierwszym międzynarodowym, do Paryża. Przed lotem spałam
chyba łącznie z cztery godziny, bo co chwilę dostawałam jakieś
powiadomienia – opóźnienie lotu, zmiana godziny zbiórki, prośba
o zamówienie dodatkowych potraw, zapytania odnośnie aranżacji
kwiatów, itd. Odlot miał być o 17:00, zatem ciągle przed zachodem
słońca. Nikt w firmie nie mógł mi udzielić informacji, jak
wygląda sprawa z poszczeniem u oczekiwanych gości, zatem na wszelki
wypadek pochowałam jakiekolwiek jedzenie i napoje z kabiny – z
reguły wystawiamy słodycze, owoce i wodę na powitanie. Sześć
godzin lotu, dwudziestu pięciu gości, w tym pięcioro dzieci.
Główny VIP kazał nam czekać z obiadem do zachodu słońca, a że
lecieliśmy na zachód, podążaliśmy razem ze słońcem. Godziny
postu zaczęły się wydłużać, więc pasażerowie powoli zaczęli
rezygnować. Ostatecznie każdy z nich wymagał oddzielnego serwisu.
Nie usiadłyśmy przez cały lot, a żeby tego było mało...
- nie mogliśmy obniżyć temperatury w sypialni, bo siadł system, więc zawinęłam butelki z zimną woda w ręczniki, żeby trochę ochłodzić śpiące dziecko,
- nie można było regulować świateł na pokładzie, siadł inny system, więc powciskałam koce w panele, żeby ściemnić sypialnię,
- nie odbierała nam satelita, więc VIP nie mógł oglądać swojego ulubionego kanału,
- nie działy nam głośniki w kabinie i system audio przez słuchawki, więc dzieciaki nie mogły oglądać bajek, dobrze, że kilka dni wcześniej kupiłam kolorowanki i gry planszowe (tak na wszelki wypadek), więc miały się czym zająć.
Stawałam
na rzęsach, żeby dogodzić rodzince, a mimo wszystko w pewnych
sytuacjach brakowało mi już pomysłów. Ten lot przypomniał mi
historię mojego znajomego, pracującego też w prywatnych liniach.
Na jego pierwszym locie w roli Głównego, pojawiły się problemy z
klimatyzacją i w kabinie padał im deszcz 🙈 Zażartował wówczas
do księżniczki, że idzie poszukać parasolki. Nikt z nas nie jest
w stanie przewidzieć, co się może stać na locie. Wkładamy dużo
sił i starań w przygotowanie samolotu, a jednak zawsze coś nas
może zaskoczyć. Najważniejsze, to mieć głowę na karku, dobrą
wyobraźnię i empatię, bo to pomaga w znalezieniu rozwiązania. Ja
dodatkowo mam teraz fantastyczną załogę, na którą wiem, że mogę
liczyć. Zarówno dziewczyny, jak i piloci wspierają mnie w nowej
roli.
Po locie,
jeden z pilotów przyznał z wielką powagą na twarzy, że jestem
najlepszą Główną, jaką on do tej pory widział w tej firmie.
Hmmm... miło 😍 Ale nie jestem jeszcze oficjalnie Główną, bo mam
swoje warunki, które niebawem będę musiała przedstawić. W najgorszym wypadku wrócę do swojego komfortowego życia. Choć
nie ukrywam, że podoba mi się nowe wyzwanie, chciałabym tylko mieć trwalsze Duracell !!!!! 😩😩
![]() |
Osiem lat temu, pierwszy raz nieśmiało kupiłam tutaj perfum, dziś w najlepszych sklepach robię zakupy dla rodziny królewskiej 😅 |